Podsumowanie

Share:

Pamiętam taki babciny kalendarz ścienny, z którego każdego dnia zrywało się kolejna kartkę. Z tyłu można było przeczytać np. przepis na ciasto albo porady w stylu, jak pozbyć się uporczywych plam z wina. Dzisiaj takie kalendarze zastąpione zostały przez aplikacje w telefonach komórkowych, ale w niczym nie zmieniło to jednego: dni upływają, czas mija, starzejemy się. Z jakichś tajemniczych i nie do końca wyjaśnionych powodów ostatnie dni roku stają się okazją do podsumowań i snucia planów. I ja się poddałam temu nastrojowi.

Wiele się działo u mnie i ze mną w mijającym roku. Każdy rok to więcej wiedzy i doświadczenia, ale też więcej wyzwań. Mówi się, że kto stoi w miejscu ten się cofa. Nie stać mnie na stanie w miejscu. Kilka ważnych dla mnie projektów zdołałam zrealizować, kilka się „domyka”, są już takie, które zaczynam.

Czymś naturalnym jest składanie deklaracji na nowy rok. Pamiętam te pełne entuzjazmu zapowiedzi: od nowego roku będę trenować, wezmę się za dietę, rozpocznę naukę języka obcego… Ile z tego zostało zrealizowane…? Nowy rok często stawał się cmentarzyskiem takich obietnic. Może niektóre były od początku nierealne, może w ten sposób rozgrzeszaliśmy się z zeszłorocznego lenistwa, może ulegaliśmy dość powszechnej mody „nowa ja”…?

Ale ja o czym innym. Czy zwróciliście uwagę na to, że większość tych planów dotyczy nas samych? Ile razy słyszeliście, że ktoś planuje w nowym roku być kimś lepszym dla innych? Założę się, że bardzo rzadko.

Może więc koniec roku i świąteczny nastrój skłonią nas do tego, aby oprócz deklaracji o byciu fit, o wdrożeniu diety (i wytrwaniu w niej!) złożyć także zobowiązanie, że w nowym roku postaramy się być bardziej przyjaźni dla innych, milsi dla przechodniów, odnowimy kontakty z dawnymi znajomymi i – tak zupełnie bez okazji – zadzwonimy do kogoś, żeby zapytać, jak mu się żyje i czy wszystko u niego w porządku. Spróbujmy podsumować mijający rok właśnie pod tym kątem. Ilu osobom zdołaliśmy pomóc, komu powiedzieliśmy jakiś miły komplement, kto będzie nas wspominał przy wigilijnej kolacji jako dobroczyńcę. Tak. Dobroczyńcę. Już dawno nie używamy tego słowa, prawda? Doskonale znamy słowo „sponsor”. A czy źródłosłów „dobroczyńcy” nie jest piękny i wzruszający? Plan wcale nie jest nierealny. Cel jest jasny: zamiast ze wszech miar starać się o to, by inni zapamiętali nas jako kogoś, kto w ciągu roku zrzucił 10 kg, może warto zaangażować się w to, by po roku ktoś o nas powiedział: Wiem! To ten, który zrobił tak wiele dobrego dla innych.

Nie da się tego osiągnąć nie zacząwszy od siebie. Bycie dobrym dla siebie wcale nie oznacza katowania się codziennym bieganiem o poranku. Jeśli biegamy to chyba po coś, prawda? Niech więc nasza dobra kondycja fizyczna służy nie tylko samozadowoleniu. Niech nam daje energię na czynienie dobra. Także dobra dla innych.

W jednym z kościołów w moim Krakowie jest Kaplica Pojednania. Przed wejściem możemy przeczytać: „Jeśli chcesz się pojednać z Bogiem, najpierw pojednaj się ze sobą a potem z drugim człowiekiem”. Plan na nowy rok musimy zacząć od siebie. Później już wszystko inne będzie łatwiejsze.

3 comments

  1. Magda 18 stycznia, 2018 at 21:33 Reply

    Tak, ja też uważam, że trzeba kochać siebie, aby szczerze pokochać innych i to samo dot. też wszelkich innych emocji oraz uczynków.

Skomentuj Magda Anuluj pisanie odpowiedzi